Kolejnego dnia na tapecie znalazł się Dubrownik, oddalony od Risan o ok. 75km. Wiedzieliśmy, że aby swobodnie dojechać do miasta i nie mieć problemów z parkowaniem trzeba być tam wcześnie (mimo, że to przecież jeszcze nie sezon!). Wiedzieliśmy o tym, ale życie jak wiadomo nierzadko pisze swoje scenariusze. Planowaliśmy dojechać do Dubrownika w niespełna dwie godziny, a okazało się, ze tyle czasu spędziliśmy tylko na przejściu granicznym pomiędzy Czarnogórą, a Chorwacją. Ostatecznie do celu dotarliśmy po 11. Oczywiście o miejscu parkingowym w okolicy starego miasta mogliśmy zapomnieć…. Dłuższą chwilę przemierzaliśmy ulice miasta, aż los rzucił nas pod parking położony nieco powyżej starego miasta. Nie wybrzydzaliśmy zbytni i zajęliśmy jedno z ostatnich miejsc parkingowych.
Po niedługim spacerze dotarliśmy na stare miasto. Pierwsze wrażenie: o rany, ile tu ludzi! Jest początek czerwca, to jeszcze nie wysoki sezon, a po starym mieście kłębi się tłum. Jak tu wygląda podczas letnich wakacji? Nie dziwi, że można przeczytać w prasie o limitach turystów nad którymi zastanawiają się władze miasta.
Na początek wybieramy się na spacer murami miasta (można przejść nimi stare miasto dookoła). Nie jest to tania rozrywka, czasu też trzeba co nieco poświęcić, ale zdecydowanie warto. Widok się piękne, a stare miasto oglądane z rożnych perspektyw z każdej ma coś nowego do pokazania. Jak, że dzień jest pogodny i gorący to z murów schodzimy mocno zmęczeni. Lody to jest to o czym marzymy. Na szczęście spełnienia marzeń nie musimy długo szukać ;). Później kręcimy się po wąskich uliczkach miasto, wybierając te na których jest mniej turystów. Znajdujemy m.in. schody znane fanom serialu Gra o Tron, zjadamy niezłą pizzę i przysiadamy na chwilę na schodach (ale innych niż wspomniane przed chwilą ;)).
Na koniec wizyty w Dubrovniku wjeżdżamy kolejką linową na górę Srđ, aby podziwiać miasto z jeszcze innej perspektywy. Stąd dokładnie widać całe stare miasto otoczone wianuszkiem murów ogromnych. Wraz z błękitem morza widok jest naprawdę zacny.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się jeszcze w klimatycznej miejscowości Cavtat (tu można nieco odpocząć od tłumu turystów w Dubrovniku). Odwiedzamy też dziką plażę Pasjača, położoną pod stromymi klifami. Trafić tam nie jest łatwo, ale wrażenia są nieziemskie. Tak nam się tam pogoda, że z zaskoczeniem przyjmujemy fakt, że dzień powoli się kończy i pora wracać do Risan…