Poniedziałek, 4 maja
Dziś ruszamy do Wenecji. Zauważyłam, że są dwa typy ludzi: Ci, którzy nie znoszą Wenecji, uważają że jest brzydka, brudna i śmierdzi i Ci, którzy są w niej zakochani. Ja zaliczam się do tego drugiego typu. W Wenecji byliśmy już kiedyś, ale osobno,w latach 90-tych, było to na tyle dawno, że koniecznie chcieliśmy się tam wybrać po raz drugi. Mnie Wenecja zachwyca. Kiedy wychodzę z dworca kolejowego prosto na przystanek tramwaju wodnego, gdzie zamiast ulic są kanały, zamiast samochodów łódki/statki/tramwaje wodne/gondole, a miasto położone jest na wodzie, na tysiącach drewnianych pali, zamiast stać na lądzie wyłania się z morza, wydaje mi się, że przeniosłam się do innego świata. Lubię obserwować ruch jaki odbywa się na Grande Canale, gdzie vaporetto (tramwaje wodne, główny środek transportu w Wenecji) mijają się z gondolami wożącymi zamożnych turystów, którzy chcieli poczuć odrobinę luksusu (osobiście uważam te gondole za kicz), taksówkami wodnymi wożącymi pozostałych turystów oraz mnóstwem innych łódek, transportujących przeróżne materiały. Piszę tu oczywiście o historycznym centrum Wenecji, ponieważ główne miasto Wenecja położone jest na stałym lądzie i nie ma wiele do zaoferowania turystom.
Dojeżdżamy do Wenecji (kontynentalnej) ok. 10 rano. Zostawiamy samochód na parkingu przy dworcu i wsiadamy w pociąg, który zabierze nas do historycznej Wenecji. Jedyne lądowe połączenie historycznego centrum z kontynentem to grobla, którą poprowadzone są tory kolejowe oraz droga, na której zwykle tworzą się korki, ponieważ każdy turysta chce dojechać na miejsce samochodem, a ilość miejsc parkingowych jest ograniczona. My wolimy zapłacić za parking ok. 4x mniej a za to przejechać się lokalnym pociągiem (odjazdy są co chwilę, więc nawet nie trzeba czekać).
Po wyjściu z dworca udajemy się prosto na przystanek vaporetto i czekamy na linię, która płynie przez Canal Grande na Plac Świętego Marka. Oczywiście moglibyśmy się tam przejść, ale taka przejażdżka również jest atrakcją, a poza tym można obejrzeć miasto z innej perspektywy. Wenecja to w głównej mierze labirynt bardzo wąskich uliczek, więc spojrzenie na miasto z oddali jest raczej niemożliwe, chyba, że na jakiś większych placach. Przystanki są praktycznie co chwilę, z tramwaju korzystają zarówno turyści jak i tubylcy. Płyniemy jakieś 6 przystanków i wysiadamy przy Placu Świętego Marka.
Od razu ustawiamy się w kolejce do Bazyliki. Kolejka przesuwa się nawet sprawnie, ale przy wejściu okazuje się, że do środka nie można wejść nawet z małymi plecakami, tak więc wypadamy z niej i zostajemy skierowani do przechowalni bagażu. Całe szczęście pozwalają nam potem wejść do Bazyliki już bez kolejki. Sama Bazylika jest bardzo ciekawa, wnętrze ozdobione jest złotymi mozaikami. Jednak mnie zachwyca najbardziej posadzka, która jest cała pofalowana. Można zobaczyć co zrobiło morze przez setki lat i na jak niestabilnym podłożu położona jest Wenecja. Z zewnątrz Bazylika jest niestety w rusztowaniach, co uniemożliwia podziwiania jej piękna w pełnej krasie.
Po wyjściu z bazyliki rozpoczynamy spacer labiryntem uliczek. Jednak nie wybieramy, głównych szlaków turystycznych a raczej wędrujemy uliczkami spokojnymi, pustymi z niewielką ilością turystów.
Jedynym mało przyjemnym miejscem są okolice Mostu Rialto. Niestety cały w rusztowaniach, trwały jakieś prace konserwatorskie, dookoła pełno straganów z jakąś tandetą i tłumy ludzi.
Popołudniu, gdy turystów robiło się coraz więcej postanowiliśmy wracać. Ponownie przejechaliśmy pociągiem na stronę kontynentalną, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy jeszcze obejrzeć tramwaje jeżdżące na… jednej szynie i gumowych kołach. Taka magia! Jak to się fachowo nazywa to musiał by Adam określić, to on był też inicjatorem obejrzenia tej atrakcji. Zjadamy jeszcze obiad i wracamy do Peschiery. Długa droga przed nami, bo ponad 140km.
Do Wenecji chętnie wybrałabym się raz jeszcze, żeby tym razem zwiedzić wysepki takie jak Burano czy Murano. Mam nadzieję, że na ponowną wizytę w tym mieście nie będę musiała znowu czekać 18 lat.
Translohr, nazywa się toto Translohr :)