Kolejny dzień zaczynamy śniadaniem na balkonie z widokiem na morze. Pogoda jest dobra – ciepło, zaczynam przebijać się słońce. Dziś naszym pierwszym celem jest Omiš – urokliwe miasteczko zlokalizowane przy ujściu rzeki Cetiny do Adriatyku. Zanim osiągamy cel robi się upalnie. Na początek postanawiamy się wspiąć na ruiny twierdzy górującej nad miastem. Ania wyczytała, że jedną z możliwością dostania się do celu jest szlak o charakterze typowo górskim, którym wędrówka zajmuje ok. 45 minut. Początek szlaku nie jest łatwo znaleźć – info dla zainteresowanych: znajduje się za boiskiem do koszykówki przy ul. Josipa Pupačića za pierwszym tunelem od strony miasta. Szlak faktycznie ma charakter górki, a jego końcówka wręcz tatrzański (wspinaczka po skałach) – może nie trudny techniczny, ale dość meczący (szczególnie w upale!) i dający wiele „okazji” do skręcenia nogi.
Z twierdzy rozpościera się piękny widok na Omiš, Adriatyk wraz z wyspą Brač, a także na góry zamykające widok w głąb lądu. Jest pięknie. Niestety nad górami zaczyna się chmurzyć i nadciąga burza. Niewiele jest gorszych miejsc w okolicy w których można przeczekać burze niż twierdzowa baszta. Postanawiamy uciekać przed burża do miasta – tym razem innym, znacznie prostszym szlakiem. Burza przechodzi bokiem, więc idziemy się przejść po lokalnej plaży.
Następnym naszym celem jest jest Trogir z piękną starówką położoną na wyspie. Niestety zaliczamy tu powtórkę z Zadaru. Już wiem, dokąd poszła burza, która „ominęła bokiem” Omiš. Leje. Pierwsze uderzenie deszczy przeczekujemy w pizzerii na skraju Starego Miasta, w drugim pobieżnie zwiedzamy starówkę. Pewnie przy ładniej pogodnie byłoby tu pięknie…
Jeszcze tego samego dnia jedziemy do Splitu. Jako, że jest to drugie co do wielkości miasto Chorwacji to chwilę zajmuje nam dojechanie do Starego Miasta znajdującego się zasadniczo w obrębie Pałacu Dioklecjana, a zasadzie tego co z niego zostało – dla dociekliwych: Wikipedia. Spacerujemy po wąskich uliczkach, zastanawiając się jak to miejsce wyglądało w czasach Dioklecjana, wspinamy się na dzwonnicę przy Katedrze św. Dujama (uwaga, wejście dla osób bez lęku wysokości! ;-)). I w tak miłych okolicznościach zastaje nas wieczór – pora wracać do naszego pensjonatu!