[02-10.01.2016] Zimowy wyjazd w polskie góry cz.1

Zazwyczaj w tym okresie nie wybieramy się na urlop, ale ponieważ w najbliższym czasie ze względów służbowych nie będziemy mogli nigdzie na dłużej się wybrać, postanawiamy wziąć kilka dni urlopu na początku stycznia. 6 stycznia przypada w środę, więc wystarczy wziąć 4 dni, aby mieć 10 dni wolnego. Korzystając z zaproszenia znajomych, Sylwestra spędzamy we Wrocławiu. Nowy Rok spędzamy na błąkaniu się po mieście i poznawaniu jego ciekawych zakamarków. Prószy śnieg co tworzy romantyczną atmosferę. Ulice, szybko robią się białe, ale temperatura zmusza nas do spędzania czasu raczej w knajpach i kawiarniach. W nocy ścisnął mróz, a my zapomnieliśmy, że samochód zostawiliśmy na ręcznym, tak więc następnego dnia mamy spory problem, aby ruszyć w drogę do Nowego Targu. Jest minus 10 stopni i temperatura raczej ma tendencję spadkową, ale jakoś udaje się rozruszać samochód i dojechać do celu.

Dlaczego akurat Nowy Targ? Chcieliśmy pochodzić po górach. A jeśli góry zimą to koniecznie ze śniegiem. Śniegu niestety w całym kraju brak, ale „co jak co, w styczniu w Tatrach to na bank będzie”. Później się okaże jak bardzo byliśmy w błędzie…

Niedziela, 3 stycznia

Temperatura raczej nie zachęca do wychodzenia za zewnątrz. Termometr pokazuje rano -18 stopni. Jednak piękne słońce mobilizuje nas do wyjścia. Postanawiamy na rozruch przejść się na Rusinową Polanę. Szlak z Wierchu Poroniec nie jest wymagający. Prawie w całości prowadzi po płaskim terenie, a widoki przy takiej pogodzie będą murowane. Niestety zaraz po wyjściu z pensjonatu napotykamy przeszkodę, tzn. auto na mrozie zaniemogło. Nie ma zamiaru odpalić… Po wielu próbach zaczynamy rozkminiać jak tu się dostać na Wierch Poroniec busem, rozważamy też alternatywne wycieczki w bliższej okolicy. Jednak w końcu samochód daje się przekonać i jedziemy. Auto zostawiamy na parkingu, tam gdzie zaczyna się zielony szlak na Rusinową Polanę i ruszamy przed siebie. Jest naprawdę mroźnie, ale śniegu nie ma wcale. Nawet żadnych pozostałości, gdzieś w zacienionych miejscach, gdzie słońce nie dochodzi. Zero. Dziwnie dosyć. Z jednej strony zima i siarczysty mróz, a z drugiej szaroburo. Za to lodu jest pod dostatkiem. Całe szczęście, że zaopatrzyliśmy się antypoślizgowe nakładki na buty. Bez tego byłoby ciężko.

W drodze na Wierch Poroniec zrobiliśmy kilka postojów na podziwianie widoków
W drodze na Wierch Poroniec zrobiliśmy kilka postojów na podziwianie widoków

W drodze na Rusinową Polanę
Po niecałej godzinie meldujemy się na Rusinowej Polanie. Mróz szczypie w twarz, ale jest pięknie. Widoki cudne, tylko te Tatry bez śniegu jakieś dziwne. Takie jakby posypane mąką. Oprócz nas nie ma nikogo. Jest zupełna cisza. Tak odmienne jest to miejsce od tego, co się tu zazwyczaj dzieje w sezonie.

Kto by pomyślał, że tak będzie wyglądać Rusinowa Polana w środku zimy?
Kto by pomyślał, że tak będzie wyglądać Rusinowa Polana w środku zimy?

Siedzimy tak jakieś pół godziny. Szybkim marszem dobrze się rozgrzaliśmy, ale kiedy zaczynamy stygnąć od razu robi nam się zimno. Trzeba ruszać do samochodu. Jest dopiero godzina 12. Szkoda tak szybko kończyć wycieczkę i ten piękny dzień. Decydujemy, że zaliczymy dzisiaj jeszcze Morskie Oko. Schodzimy do samochodu, podjeżdżamy na Palenicę i znaną nam już na pamięć drogą drałujemy 9km pod górę. Tu już jest trochę turystów, ale zdecydowanie nie są to te pielgrzymki znane nam z wakacji. Idzie się bardzo przyjemnie. Trudniejszym momentem są jedynie skróty, gdzie utworzyły się lodowe potoki. Nakładki na buty dają radę bardziej lub mniej, ale przynajmniej nie musimy pokonywać szlaku na tyłku jak pozostali turyści.

W dordze do Morskiego Oka
W drodze do Morskiego Oka

W schronisku zjadamy kultowe naleśniki i robimy chwilę przerwy. Przez środek Morskiego Oka utworzyła się spacerowa ścieżka. Mam jednak obiekcje co do wchodzenia na staw. Wszak duży mróz mamy od zaledwie 3 dni.

W schronisku zaczyna robić się pusto, a za oknem powoli ściemniać. Czas wracać. W okolicach Włosienicy zapada zmrok. Całe szczęście zimą nie obowiązuje zakaz poruszania się po parku nocą. Od Włosienicy idziemy praktycznie sami, i jedynie czołówki oświetlają nam drogę. Droga jest szeroka i asfaltowa, więc szlaku generalnie nie da się zgubić. Mam tylko cichą nadzieję, że niedźwiedzie już zapadły w głęboki zimowy sen.


Poniedziałek, 4 stycznia

Dolina Strążyska. Oj dawno tu nie byłam, a kiedyś był to punkt obowiązkowy każdych wakacji spędzanych w Zakopanem. Pogoda umiarkowana – słońca nie ma, jest ponuro, ale mróz trzyma. Rano ponownie walczymy z odpaleniem samochodu, ale ponownie się udaje, więc ruszamy do Zakopanego. Parkujemy u wylotu doliny i niespiesznym krokiem wędrujemy pod górę.

Zimowa Dolina Strążyska
Zimowa Dolina Strążyska

W dolinie zupełnie pusto, ale w herbaciarni, która znajduje się na jej końcu niestety nie udaje nam się znaleźć wolnego miejsca. No trudno, idziemy w takim razie od razu dalej pod wodospad Siklawica. Tylko, że dzisiaj nic nie „sika”, bo wodospad jest zupełnie zamarznięty. Robimy krótki postój, kilka fotek i wracamy.

Wodospad Siklawica zimową porą

Ponieważ pora dosyć wczesna to należy jakoś zagospodarować drugą część dnia. Postanawiamy odwiedzić Gubałówkę. Korzystać z kolejki nie chcemy. Decydujemy się „zaatakować” ją od drugiej strony. Wjeżdżamy najwyżej jak się da, zostawiamy samochód na parkingu pod kościołem i spacerowym tempem idziemy w kierunku górnej stacji kolejki, do której mamy ok. 2,5 km. Spacer byłby bardzo przyjemny, gdyby nie wszechogarniający smog. Widoków praktycznie żadnych. Dopiero z góry widać gęsty żółtobrunatny kożuch unoszący się nad Zakopanem. To już wiemy co tak strasznie śmierdziało tam na dole… I jak tu odpoczywać w takich warunkach… Na samej Gubałówce bez zmian, czyli Krupówki vol. 2. Bleee. W drodze do samochodu powoli zapada zmrok, więc tym samym kończymy część turystyczną tego dnia.

Smog nad Zakopanem
Smog nad Zakopanem

Wtorek, 5 stycznia

O jakiś konkretnych górskich wycieczkach możemy zapomnieć. Z powodu niesamowitego oblodzenia i tym samym fatalnych warunków turystycznych TOPR stanowczo odradza wycieczki w Tatry. Czarna seria trwa i od Świąt Bożego Narodzenia zginęło już 14 osób. Decydujemy się w takim razie odwiedzić kolejną dolinę – tym razem Chochołowską. Tutaj w końcu pojawia się odrobina śniegu. Dziś słońca nadal brak. Jest tak samo ponuro jak poprzedniego dnia, ale przynajmniej nie ma tłumów, które zwykle oblegają ten szlak (czy to wiosną z powodu krokusów, czy latem z powodu wakacji). Najpierw drałujemy 5km asfaltem, a następnie już w ładniejszych okolicznościach przyrody kolejne 5km. Po 1,5h meldujemy się w schronisku, zjadamy obiad i wracamy tą samą drogą. Do Nowego Targu wracamy okrężną drogą, zaglądając jeszcze do Oravic, realizując hasło „poznaj nie swój kraj”.

cdn..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.