[21-23.08.2015] I znowu wracamy w góry – akcja Rohacze!

Dopiero co w niedzielę wróciliśmy ze słowackich gór, a już w piątek wyjeżdżamy ponownie. Znów na Słowację, ale tym razem z moimi rodzicami. Sierpniowo-wrześniowy wyjazd w Tatry z rodzicami staje się powoli naszą tradycją. Rok temu w planach mieliśmy Krywania, ale ze względów pogodowych nie udało się go zrealizować (relacja tutaj). W tym roku planujemy zaliczyć część tzw. grani Rohaczy. Przez część osób nazywana słowacką orlą percią, ze względu na techniczne trudności. Z pewnością jest to najtrudniejszy szlak Tatr Zachodnich, który ma niewiele wspólnego z kojarzonymi przez nas polskimi Tatrami Zachodnimi. Niektórzy nawet uważają, że grań Rohaczy jest trudniejsza od Orlej Perci z względu na tzw. „lufę”. Orla Perć poprowadzona jest w wielu miejscach trawersem, dzięki czemu przepaść mamy zazwyczaj tylko po jednej stronie. Za to grań Rohaczy prowadzi dosłownie granią, przez co lufę mamy po obu stronach. Co prawda, my wybraliśmy jeden z łatwiejszych odcinków grani, jednak trzeba przyznać, że była to jedna z lepszych górskich akcji. Ale zacznijmy od początku.

Niedziela, 21 sierpnia

Wyjeżdżamy nietypowo, bo w niedzielę, a to dlatego, że sobotę spędziliśmy na Urodzinach Babci Adama. Miał być wyjazd skoro świt, ale wyszło jak zwykle. Z Katowic jedziemy prosto do Zuberca, gdzie zarezerwowaliśmy noclegi. Zrzucamy bagaże i od razu idziemy na wycieczkę. Czasu nie mamy już dzisiaj za wiele, więc musimy wybrać trasę krótką, ale widokową. Stanęło na Niżnych Tatrach. Podjeżdżamy samochodem do Jasnej i dzięki kolejce na Chopok w kilkanaście minut przenosimy się o 1000m w górę. Stąd udajemy się na Dumbier – najwyższy szczyt Niżnych Tatr.

Jedziemy na Chopok, ale po drodze czeka nas jeszcze przesiadka do gondolkiTrasa nie jest wymagająca, idealna jako rozruch i aklimatyzacja przed jutrzejszą wycieczką. Trochę przypomina mi szlak przez Czerwone Wierchy czy Goryczkowe Czuby. Na Dumbier mamy stąd ok. 4,5km i 311m podejścia. Idealna wycieczka na rozgrzewkę, biorąc pod uwagę fakt, że południe dawno już minęło. Niestety im później tym coraz mniej słońca i coraz więcej chmur.

Widok z górnej stacji kolejki na szczyt Chopoka i schroniskoSzlak z Chopoka na DumbierIdziemy na Dumbier. Cel ukazał się już na horyzoncie.Podchodzimy pod Dumbier. Widok w stronę ChopokaNiestety w połowie drogi powtarza się historia z poprzedniego roku. Zaczynają się rozpadać buty. Tym razem mamie. Co prawda miały one już swoje lata, ale jeszcze przed dzisiejszym startem nie dawały żadnych oznak, że mają zamiar się rozlecieć. Z każdym kolejnym krokiem coraz większe kawałki podeszwy zostawały na szlaku, tak więc mama postanowiła wrócić do schroniska pod Chopokiem i tam na nas poczekać. My z kolei po ok. 1,5h od startu od kolejki meldujemy się na szczycie Dumbiera. Widoki są zadowalające, ale słońca mogłoby być ciut więcej.

Sesja zdjęciowa na Dumbierze ;)DumbierRobimy krótką przerwę na zdjęcia i odpoczynek i wracamy tą samą trasą na Chopok, gdzie czeka na nas mama. Zjeżdżamy kolejką w dół i kończymy na dziś wycieczkę. Jeszcze tylko zatrzymujmy się na obiad w Orawskiej Karczmie na rynku w Liptowkim Mikulaszu i wracamy do Zuberca.
Na szlaku Dumbier-ChopokTyle zostało z butów...Poniedziałek, 22 sierpnia

Wczorajsza wycieczka była tylko rozgrzewką. Właściwym celem, dla którego tu przyjechaliśmy jest grań Rohaczy. W planach mamy tę mniej popularną i trochę łatwiejszą część grani, czyli od Brestowej do Banikowskiej Przełęczy. Mama podwozi nas pod dolną stację kolejki linowej w Salatinskiej Dolinie, dzięki której oszczędzamy jakieś 500m podejścia. Wysiadamy pod Brestową i zielonym szlakiem wspinamy się na ten szczyt. I w sumie muszę przyznać, że był to najbardziej męczący odcinek dzisiejszej trasy. Podejście jest mozolne i strome. Na szczycie Brestowej robimy przerwę na podziwianie widoków i drugie śniadanie. Stąd już dobrze widać całą naszą trasę. Robi wrażenie. Jedyne co nam trochę psuje humor to ciężkie chmury, które zbliżają się w naszą stronę i które już częściowo zahaczają o szczyty. Ruszamy!

Widok z podejścia na Brestową na górną stację kolejki linowejWidok z Brestowej na dalszą część naszej wycieczki. Na pierwszym planie po prawej Salatyn. Na drugim planie z lewej Spalona i z prawej Pachoł.Kolejny szczyt, który zdobywamy to Salatyn. Trasa na razie bez żadnych trudności. Taka typowa jak to w Tatrach Zachodnich. Tu również robimy przerwę. Ponieważ chmur jest coraz więcej, temperatura spada i musimy się „doubierać”. Kiedy ruszamy z Salatyna w kierunku Spalonej Kopy zaczyna padać. Trudno, mamy po prostu nadzieję, że zaraz przestanie. I faktycznie po kilkunastu minutach deszcz ustaje.

Widok z SalatynuSchodzimy z Salatyna. Z lewej Grań Skrzyniarki prowadząca na Spaloną. Po prawej Pachoł.Teraz przed nami Grań Skrzyniarek. Moim zdaniem najciekawszy i zarazem najtrudniejszy technicznie odcinek (lecz jeśli miałabym do czegoś porównać, to na pewno łatwiejszy niż trasa Świnica-Zawrat). Szlak niestety jest tu słabo znakowany i kilka razy nieświadomie z niego zbaczamy. Były łańcuchy, były przepaście i niesamowite widoki.

Grań SkrzyniarkiGrań SkrzyniarkiGrań SkrzyniarkiNa Spalonej ponownie robimy przerwę na odpoczynek i uzupełnienie kalorii i ruszamy na ostatni szczyt – Pachoła. Na tym odcinku również jest ciekawie i emocjonująco, ale już nie tak jak na Skrzyniarkach. Mocno zmęczeni wchodzimy na szczyt, gdzie robimy ostatnie zdjęcia i podziwiamy ostatnie widoki.

Widok ze Spalonej na Spaloną Dolinę i Rohacki staw.Widok ze Spalonej. Na drugim planie Wołowiec, Rohacz Ostry i Płaczliwy. W dole Rohacki Staw.Na szlaku Spalona-PachołNa szlaku Spalona-PachołZ Pachoła schodzimy na Banikowską Przełęcz i w tym miejscu opuszczamy grań Rohaczy. Teraz czaka nas dłuuuugie zejście. Żółtym szlakiem, który dłuży się niemiłosiernie schodzimy do Doliny Rohackiej, tam obieramy czerwony szlak i dochodzimy do Schroniska na Zwierówce, gdzie wygłodniali zjadamy obiad i wracamy na kwaterę.

Długie zejście z Pachoła do Doliny RohackiejWtorek, 23 sierpnia

Dziś pozostał nam długi i nudny powrót do domu. Chcieliśmy jeszcze po drodze zwiedzić malowniczo położony Zamek Orawski, ale niestety na miejscu okazało się, że najbliższe bilety będą dostępne na godzinę 15. Biorąc pod uwagę fakt, że jest godzina 11, rezygnujemy i wracamy prosto do domu.

Zamek Orawski

Rohacze wciągnęły nas na tyle, że po roku znów w nie wróciliśmy, ale na inny odcinek. A relacja z tej wycieczki tutaj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.