Zaskakujący tytuł? Zaskakujący zestaw miast? Cóż, czasem wybór trasy dokonuje się pod kątem ceny połączeń lotniczych, a skróty CRL i BGY powinny być znane tym co często polują na tanie bilety linii Ryanair ;)
Ale do rzeczy…
[30.09.2016]
W piątek rano spotykamy się z D. i K. (współpracownicy „z fabryki” ;-P) w pociągu do Modlina. Krótko po 9 starujemy w kierunku Brukseli. Przed południem lądujemy w Charleroi i od razu łapiemy autobus do centrum Brukseli. Plan na stolice Belgii jest prosty – sikający chłopiec, sikająca dziewczynka i sikający pies. a potem szybko na lotnisko Zaventem do samolotu do Bukaresztu. „Sikająca Bruksela” jest pomysłem D. (pewnie nie wiedzieliście, ze aż tyle tam pomników w tym temacie ;)), ale na tym nie poprzestaliśmy – byliśmy również na Wielkim Placu (Rynku), zjedliśmy obiad na jednej ze śródmiejskich uliczek oraz wypiliśmy dobre piwo w miejscowym pubie. Tym razem nie było czasu na frytki lub gofry…
I jeszcze element humorystyczny z dworca kolejowego:
Wieczorem meldujemy się na bukaresztańskim lotnisku Otopeni i zatłoczonym autobusem jedziemy na centrum.
[01-02.10.2016]
W sobotę dojeżdżają do nas również U. i G. (również „z fabryki” :P). Oba dni upłynęły głównie na zwiedzaniu Bukaresztu – głównie z okien tramwaju oraz pieszo. W zasadzie cała sobotę spędziłem na samotnym penetrowaniu Bukaresztu, w niedziele do południe wędrowałem z D. Pogoda dopisywała, że przemierzałem monumentalne, socrealistyczne centrum („dzieło” Nicolae Ceaușescu), gigantyczne i sprawiające wrażenie niekończących się blokowiska, tereny (po)przemysłowe i miejsca które z pewnością nie były gościnne. Szczególnie dla intruza z aparatem w ręce. Oprócz obskurnych rumuńskich tramwajów (Bukareszt to jedyne miasto w Rumunii, gdzie kursują wyroby miejscowej myśli technicznej – gdzie indziej już dawno postawiono na wyroby z zachodu Europy), obserwowałem życie ludzi – w dużej mierze miejskiej klasy średniej, ale również ludzi biednych, wiążących koniec z końcem tylko dzięki własnej „przedsiębiorczości” („babuszki” sprzedające kwiaty przy cmentarzu, zbieracze złomu…). Z rzadka przemykał jakiś nowobogacki swoim Range Roverem lub innym Porsche. Typowy (?) krajobraz kraju na dorobku. Wieczorem spotykaliśmy się całą ekipą na kolacji – wymieniając doświadczenia, dzieląc się tym co widzieliśmy danego dnia. W tym miejscu warto polecić jedną z restauracji w której byliśmy: Restaurant Hanu’ lui Manuc – genialnie położoną, z super klimatem i jedzeniem. Pierwszego dnia dodatkowo trafiliśmy na jarmark z regionalnymi produktami na placu przed Parlamentem. Jako, że wśród lokalnych wyrobów znalazło się też miejscowe wino to dzień zakończyliśmy w znakomitych humorach :)
Twórczość tramwajowa można znaleźć tu, tu, tu, tu, tu i oczywiście na TWB :)
[03.10.2016]
Do Warszawy wracaliśmy przez Mediolan Bergamo. Do Włoch lecieliśmy liniami BlueAir na pokładzie leciwego Boeinga (podejrzewam jakiś demobil z Lufthansy – na pokładzie było sporo napisów po niemiecku). Z Bergamo pojechaliśmy od razu do centrum Mediolanu (mieliśmy prawie cały dzień do lotu do Polski). Jako, że Mediolan zwiedzałem już w tym roku (w maju) z Anią tym razem odpuszczam atrakcje turystyczne i również skupiam się na tematach transportowo-fotograficznych. Wyruszam na dłuuuugi spacer-polowanie. Celem są wagony typu Peter Witt z początku XX wieku. Ciekawym odkryciem jest fakt, że sporo z nich jeździ na liniach przejeżdżających przez nowoczesny (heh, jakby specjalnie dla kontrastu) rejon dworca Garibaldi. Podczas polowania czas minął niezwykle szybko – do autobusu do bergamo zostało niewiele czasu. Mieliśmy w planach obiad, ale zderzyliśmy się z jednym z najgorszych włoskich wynalazków – sjestą, podczas której w zasadzie wszystkie knajpki są nieczynne. Porada dla tych co będą mieli podobny problem w Mediolanie: podczas sjesty działa Pizzeria Rossopomodoro zlokalizowana w hali dworca Milano Centrale. Pizza jak to pizza we Włoszech – dobra :)