W lutym dowiedzieliśmy się, że czeka nas wyjazd na „rodzinną imprezę” do Frankfurtu. Super! Kolejna okazja do zwiedzenia regionu, którego jeszcze nie dane nam było zobaczyć. Impreza przypada w tygodniu z Bożym Ciałem, tak więc wykorzystując długi weekend planujemy wyjazd na całe 5 dni. Już w marcu kupujemy bilety na lot po promocyjnej cenie i czekamy na wyjazd.
Środa, 29 maja
Lot mamy dopiero o 10:40, ale zakładając że na lotnisku trzeba być 1,5h wcześniej oraz że dojazd na lotnisko zajmuje godzinę wstajemy o tej porze co zwykle do pracy. Autobus zabiera nas spod bloku bezpośrednio na lotnisko. Prognoza pogody zapowiadała we Frankfurcie 13 st. i deszcz, ale nie chce się w to wierzyć, ponieważ za oknem słońce i 22 stopnie.
Jak to dobrze, że istnieje coś takiego jak samolot, który w kilka chwil przeniesie nas o tysiąc kilometrów dalej, bo jak sobie pomyślę, że mielibyśmy telepać się 14 godzin to odechciewa się podróżować. A tak w 1,5h znajdujemy się u celu.
Niestety w czasie lotu pod nami pojawia się coraz więcej chmur a im bliżej Frankfurtu jesteśmy tym gęstsza się ta pokrywa staje. Lądujemy już w zupełnej mgle. Pilot informuje nas, że temperatura na zewnątrz wynosi 11 stopni! Nieźle jak na koniec maja.
Lotnisko we Frankfurcie imponuje wielkością. Po wyjściu z samolotu jedziemy jeszcze z dobre 10 minut autobusem do terminala. Odbieramy bagaże i jedziemy s-bahną do centrum. Meldujemy się w hotelu. Ku mojemu niezadowoleniu Adam niestety nie pozwala się choć chwilkę zdrzemnąć, mimo że aura bardzo do tego zachęca. Idziemy w takim razie zwiedzać Frankfurt w strugach deszczu. Jako, że pogoda nie zachęca do spacerów a mamy wykupiony bilet dobowy postanawiamy pooglądać Frankfurt z okien tramwajów.
Frankfurt to piąte co do wielkości miasto w Niemczech oraz jedna z najważniejszych metropolii finansowych na świecie. Niestety Frankfurt to również zupełne pomieszanie stylów. Są stare, bardzo ładne zabytki, są supernowoczesne szklane wieżowce i są również brzydkie klockowate budynki z lat 50/60. I to wszystko obok siebie. Frankfurt w czasie II wojny światowej na skutek alianckich bombardowań został zniszczony w ponad 70% a Stare Miasto aż w ponad 90% co spowodowało właśnie taki stan rzeczy.
Krążąc po mieście udaje nam się zobaczyć:
Hauptwache – barokowy budynek służący kiedyś jako wartownia, później więzienie. Od 1904 r. mieści się w nim cukiernia.
Sachsenhausen – dzielnicę ze starą zabudową, wąskimi uliczkami oraz wieloma knajpami
Czwartek, 30 maja
Pogoda dziś niepewna, więc lepiej zamiast zaplanowanej wycieczki do Mainz pokręcić się po Frankfurcie. Jestem na urlopie, a jeśli urlop to trzeba się wyspać. Niestety tego zdania nie podziela Adam, tak więc ja zostaję w hotelu a mąż idzie na miasto. Spotykamy się ok. godz. 10 w umówionym miejscu i idziemy zwiedzać.
Dokładnie w czasie całego naszego pobytu we Frankfurcie zamknięte jest dla ruchu ścisłe centrum miasta z powodu odbywających się w tych dniach demonstracji. Tak więc głównie przemieszczamy się pieszo. Najpierw idziemy zwiedzić katedrę. Niestety mimo bijących dzwonów i ustawiającej się wokół procesji Bożego Ciała katedra zamknięta jest na cztery spusty. Szkoda.
W takim razie idziemy dalej. Drugim miejscem na naszej dzisiejszej liście jest Ogród Archeologicznych z wykopaliskami rzymskiej osady znajdujący się zaraz przy katedrze.
I znowu klapa, bo w miejscu Ogrodu stoją jedynie blaszane płoty i koparki. Ciekawe co się stało z wykopaliskami?
Dalej kierujemy się w stronę rynku. Centrum frankfurckiej starówki jest Plac Römerberg. Jego ozdobą jest Römer, czyli ratusz składający się z domów z XV-XVIII w.
Akurat dzisiaj jest tu ustawiony ołtarz, na którym będzie odprawiana msza z okazji Bożego Ciała. Ludzi z tego powodu dużo. Uciekamy więc w boczną uliczkę. Wrócimy tu później jak już wszyscy się rozejdą. Wędrujemy następnie w stronę Hauptwache, gdzie zjadamy drugie śniadanie i udajemy się nad rzekę.
Wracając na Römerberg (gdzie ludzi już zdecydowanie mniej) przechodzimy obok jedynego domu z muru pruskiego, który zachował się w czasie II wojny światowej. Wszystkie inne w tym mieście to niestety rekonstrukcje.
Idziemy jeszcze obejrzeć gmach Starej Opery, który dziś służy jako centrum kongresowe. Przez przypadek trafiamy na festyn. Leje się niemieckie piwo, cydr, lokalne wina i podają pyszne Bratwursty.
Popołudniu jedziemy jeszcze tramwajem na przedmieścia, gdzie przez przypadek trafiamy do minizoo.
Na dziś zaplanowana jest wycieczka do Mainz. Małego miasteczka położonego nad Renem, ok. 40 km na zachód od Frankfurtu. Najsłynniejszym zabytkiem w Mainz jest potężna romańska katedra zbudowana w XI w.
Tuż obok katedry znajduje się rynek z prawdziwego zdarzenia, na którym kwitnie handel warzywami, owocami i innymi przysmakami oraz kwiatami.
Idziemy również nad Ren. Jednak wieje tam niemiłosiernie, więc szybko uciekamy w teren bardziej zabudowany.
Włócząc się po mieście postanawiamy pojechać również do Wiesbaden. Miasta uzdrowiskowego, znanego ze źródeł termalnych, położonego naprzeciwko Mainz, po drugiej stronie Renu. Jest to również stolica landu, w którym się znajdujemy – Hesji. Tutaj jednak nie będziemy wygrzewać kości w termach a oglądać zabytki. Udaje nam się zobaczyć plac zamkowy z pałacem książęcym,
neogotycki protestancki kościół (niestety znów tylko z zewnątrz, bo zamknięty),
i fragmenty murów rzymskich z IV wieku.
Umęczeni całodziennym chodzeniem wracamy pociągiem do Frankfurtu. Wieczorem idziemy jeszcze zobaczyć jak Frankfurt wygląda po zachodzie słońca.
Pora na pakowanie i przejazd do Eltville am Rhein, gdzie będziemy się bawić na weselu. Z tego powodu w tym dniu niewiele uda się zwiedzić. Za to spędzimy go wśród rodziny jedząc, bawiąc się i tańcząc.
Niedziela, 2 czerwca
Wstajemy dość wcześnie jak na dzień po weselu. A to dlatego, że jesteśmy już umówieni na śniadanie oraz rodzinną wycieczkę po okolicy. Po napełnieniu brzuchów ruszamy najpierw zobaczyć Eltville, miejscowość w której jesteśmy już od wczoraj a jeszcze nie mieliśmy okazji zapoznać się z nią bliżej. Eltville am Rhein to małe miasteczko z licznymi winnicami słynące z produkcji wina.
Posiada bardzo ciekawą zabudowę. Domy szachulcowe z XVI i XVIII w. robią wrażenie.
Oglądamy dwa zamki ? Crass i Kurfürstliche Burg,
kościół parafialny św. Piotra i Pawła z XIV w. Z powodu odbywającego się właśnie festiwalu róż turystów co niemiara. Wszędzie pełno stoisk z kwiatami, upominkami. Ponieważ powódź zbliżała się z południa już wielkimi krokami a stan Renu był na tyle wysoki, że promenada została niestety zalana.
Miasteczko naprawdę warte odwiedzenia. Bardzo czyste i zadbane. A my po obejrzeniu najciekawszych miejsc wsiadamy do auta i jedziemy do Rüdesheim am Rhein. Niestety w międzyczasie Ren zdążył zalać główną drogę, więc musimy krążyć objazdami i stać w korku, co powoduje, że czasu na zwiedzanie zostanie bardzo mało. Robimy krótki spacer po tej malowniczej miejscowości, również słynącej z produkcji wina. Przemierzamy ulicę Drosselgasse, gdzie znajdują się niezliczone winiarnie i sklepy z winem.
Zaglądamy również do sklepu Käthe Wohlfahrt. Jest to sklep, w którym cały rok sprzedają ozdoby choinkowe. Piękne. A sklep wygląda jak bajkowa fabryka św. Mikołaja.
Zjadamy szybki obiad i wracamy do samochodu. Zza okien widać jak szybko w międzyczasie podniósł się Ren. Winnice częściowo zostały zalane.
Nie starcza już niestety czasu na zobaczenie pomnika Niederwald na wzgórzu (upamiętniającego zwycięstwo w wojnie niemiecko-francuskiej), do którego prowadzi kolejka linowa i z którego roztaczają się piękne widoki na Ren i okolice.
Wracamy do Eltville, gdzie przesiadamy się na pociąg, który zawozi nas na lotnisko. I już po 1,5h lotu jesteśmy z powrotem w Warszawie.
Dziękuę za piękne zdjęcia i opis miejscowości, dobrze je znam, ale już kilkanaście lat tam nie byłam Dzięki Wam mogłam znależć się ponownie w Eltville, Rudesheimie, Frankfurcie. Pozdrawiam serdecznie.