Niedługo po naszej niemiecko-austriackiej „majówce” mój pracodawca postanowił wysłać mnie na delegację do Wielkiej Brytanii, do Birmingham, a dokładniej do Wolverhampton. Organizowanie wyjazdu, dogrywanie szczegółów itp. działo się dość dynamicznie, więc niestety nie miałem czasu specjalnie się przygotować do wyjazdu – jedynie dość pobieżnie poczytałem o komunikacji tamże. Szczególnie interesująca wydała się linia metro-tramwaju (a właściwie lekkiej kolei) łącząca Birmingham z Wolverhampton.
Dzięki odpowiednim godzinom lotów udało się wygospodarować na miejscu kilka godzin, aby z bliska przyjrzeć się tej linii. Spore fragmenty udało zaliczyć się pieszo wykonując przy okazji co nieco fotografii.
Generalnie linia nie przypomina klasycznego, miejskiego tramwaju. Zarówno pod względem infrastruktury (z drobnym wyjątkiem na terenie Wolverhampton), jak i osiąganych prędkości i kursującego po niej taboru.
Kolejne dwa dni niemal w całości poświęcone były konferencji, wysłuchiwaniu prezentacji, rozmowach branżowych i wymianie doświadczeń. Jedynym akcentem poznawczo-podróżniczym była wycieczka do Black Country Living Museum, które prezentuje na 105000 metrów kwadratowych (!) życie w „czarnym kraju” (uprzemysłowionym rejonie w okolicach Birmingham) w okresie od połowy XIX w. do połowy XX w. Co najciekawsze muzeum prezentuje te czasy w formie ożywionej – działają tam zakłady przemysłowe (m.in. kopalnia i kuźnia), kino, kursuje linie tramwajowa, funkcjonują również sklepy i inne punkty usługowe w których można poczuć klimat lat minionych. Rewelacyjna sprawa. Jakby ktoś miał okazję zwiedzić, to polecam z czystym sumieniem!