[12-14.03.2016] Ateny po raz pierwszy cz. 1

Grecja to kraj, który co roku odwiedzają miliony turystów. W 2016 r. było ich około 27 milionów, z czego dużą część stanowili turyści z Polski. Jednak mimo, że Ateny to stolica Grecji, większość turystów pomija tę destynację w swoich wyjazdowych planach. Co najwyżej „odwiedzają” lotnisko, na którym przesiadają się na kolejny samolot. Sama spotkałam się z uwagami, że Ateny są brzydkie, nie ma tam nic ciekawego oprócz kilku ruin, jest głośno i tłoczno i generalnie brzydko. Trzeba przyznać, że Ateny to faktycznie ogromne miasto, w którym można się pogubić, bo na pierwszy rzut oka każda ulica i każde skrzyżowanie wygląda tak samo. Ale jeśli choć odrobinę interesujesz się starożytnością, warto to miasto odwiedzić. Faktycznie, w sezonie letnim zwiedzanie Aten może być uciążliwe z powodu żaru lejącego się z nieba i tłumu turystów w najbardziej popularnych miejscach. My jednak postanowiliśmy odwiedzić Ateny w marcu. Pomijając temperaturę i tłumy, kolejną rzeczą która przekonała nas to odwiedzin w tym miesiącu były kuszące ceny biletów lotniczych.

Piątek, 11 marca

Wylatujemy w piątek. Startujemy z Modlina w godzinach wieczornych, więc bez problemu po pracy udaje nam się dotrzeć na miejsce, bez dodatkowego dnia urlopu. To co mnie zachwyca zaraz po opuszczeniu samolotu to niesamowity zapach zieleni. Lecąc wiosną czy latem pewnie bym tego nie zauważyła, ale zimą, kiedy w Polsce jest mroźne powietrze, smog, i zero liści na drzewach różnica jest niesamowita. Pachnie obłędnie. Ponieważ lot trwa 2h, w Atenach jesteśmy dość późno. Czeka nas jeszcze nocny spacer przez miasto. Niestety nie czuję się tu zbyt bezpiecznie. Na ulicach jest sporo bezdomnych, narkomanów i innych podejrzanych typków. Niby centrum, ale jeśli nie są to turystyczne okolice to od razu robią wrażenie jakiś szemranych. Do hotelu jednak udaje nam się trafić bez problemu. Jak zwykle jestem chyba przewrażliwiona…

Sobota, 12 marca

Niestety pogoda za oknem nienajlepsza. Kolega, który był tu miesiąc przed nami miał 20 stopni i słońce. My za to 14 stopni i deszcz… No cóż, bywa. Nie będziemy przecież z tego powodu siedzieć w hotelu. Tym bardziej, że jak zwykle mamy zamiar zobaczyć jak najwięcej, więc nie możemy marnować czasu czekając na poprawę pogody.
Na początek kierujemy się na plac Monastiriaki. To co od razu przykuło moją uwagę w tym mieście to liczba bezdomnych mieszkająca w namiotach na chodnikach. Ewidentnie jest to skutek kryzysu jaki dopadł ten kraj w roku ubiegłym.


Drugą sytuacją, która mnie mocno zaskoczyła to fakt, iż czerwone światło dla kierowców jest jedynie sugestią i pieszy mimo zielonego światła wcale nie może się czuć bezpiecznie na przejściu, a raczej walczy o życie (na co większych skrzyżowaniach). Generalnie w południowych Włoszech mimo wszystko czułam się bezpieczniej na drodze.

Typowy ruch na skrzyżowaniu, czyli wszyscy na raz

Monastiriaki to jeden z najbardziej popularnych placów w Atenach. Codziennie przemierzają tędy tłumy turystów, ponieważ jest on położony w pobliżu największych atrakcji, tj. biblioteki Hadriana, rzymskiej agory czy Akropolu. Na placu są dwie ciekawe budowle – meczet Tzistarakis i malutki stary kościółek prawosławny.


My podążamy głównym szlakiem turystycznym w kierunku Akropolu. Po drodze mijamy ruiny Biblioteki Hadriana, które są również dobrze widoczne przez płot. Po kilku krokach mijamy również pozostałości rzymskiej agory.

Rzut oka przez płot na ruiny Biblioteki Hadriana…
…i rzymskiej Agory

Nie wspinamy się jednak na Akropol, a idziemy wzdłuż jego zbocza i docieramy do kolejnej dzielnicy Aten – Plaki. Moim zdaniem najbardziej uroczej, która odbiega architekturą od pozostałej części miasta. To stara dzielnica u stóp Akropolu, pełna domków z XVIII w., krętych uliczek, zaułków i przede wszystkim tawern, która dopiero wieczorem zaczyna tętnic życiem, a piękne oświetlenie dodaje jej jeszcze większego uroku.


Błąkając się uliczkami Plaki dochodzimy do kolejnej atrakcji – Świątyni Zeusa Olimpijskiego.

W tym miejscu byliśmy już solidnie głodni, a ponieważ przed nami kolejny punkt programu, który zajmie trochę więcej czasu postanowiliśmy coś „złapać do ręki” na ulicy, czyli oczywiście jak to w Grecji bywa – Gyropity! I tak, zupełnie przypadkowo trafiliśmy do Mikro Politiko. Jedzenie było fantastyczne jak na uliczny fast food, więc gorąco polecamy.

Po napełnieniu brzuchów ruszamy na Akropol. Tu trochę trzeba się powspinać, ponieważ najważniejsze budowle są na samym szczycie wzgórza. Mijamy kolejno teatr Dionizosa, Odeon Heroda, świątynię Ateny Nike, aż docieramy do Partenonu. Niestety Partenon już od kilku lat jest w rusztowaniach, a dookoła rozstawione są żurawie, które zdecydowanie psują jego wygląd. Warto wspiąć się na Akropol również dla widoków, jakie roztaczają się na miasto. Widać stąd jego ogrom.

Na Akropolu. Propyleje
Widok z Akropolu na Odeon Heroda Attyka
Świątynia Zeusa widziana z Akropolu
Najwyższe wzgórze Aten – Likavitos. To cel na kolejny dzień!
Partenon


Z Akropolu przechodzimy na kolejne wzniesienie, a mianowicie Areopag, skąd podziwiamy Akropol z innej perspektywy.


Następny punkt programu – foty tramwajowe – jest zaplanowany dla Adama, ale żebym i ja się nie nudziła jedziemy do Glifady – dzielnicy Aten (a raczej już innego miasta, ale w granicach Wielkich Aten), gdzie ja będę mogła przy okazji przespacerować się brzegiem morza, czyli dla każdego coś miłego. Glifada to taki kurort dla plażowiczów zlokalizowany najbliżej Aten. Plaże są raczej małe i kamienisto-żwirowe. Plażować bym tu nie chciała, ale na spacer tereny nadają się idealnie. Momentami nawet pokazuje się słońce.


Po zmroku ponownie kierujemy się jeszcze raz na Plakę z zamiarem odkrycia jej uroku nocą oraz pochłonięcia greckich pyszności.

Plaka nocą

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.