[19-22.10.2012] Pieniny & Tatry

Długo planowana i przesuwana wycieczka nareszcie dochodzi do skutku. W końcu udaje się dopasować dogodny termin dla całej grupy. Pogoda również zapowiada się bardzo dobrze. No to w drogę!

piątek, 19 października

Po pracy pakujemy się do pociągu w stronę Krakowa, gdzie jesteśmy umówieni z Łukaszem. Dalej już razem podróżujemy autobusem do Nowego Targu. Ok. 22 wysiadamy na miejscu, ale to jeszcze nie pora na udanie się na nocleg. Najpierw czeka nas ustalenie skąd odjeżdża bus, którym jutro chcemy się dostać do Sromowców, gdzie zaczynamy wycieczkę. Nie jest to proste, ale po obejściu połowy centrum i przeczytaniu kilku słupków przystankowych udaje się znaleźć. W takim razie teraz możemy się udać do pensjonatu na zasłużony odpoczynek.

sobota, 20 października

Wczesna pobudka (jak na sobotę), ponieważ musimy zdążyć na jedynego chyba w tym dniu busa do Sromowców. Za oknem zupełne mleko i o ile w mieście jeszcze coś było widać to podczas jazdy do Sromowców już zupełnie nic. Mgła jest tak gęsta, że w ogóle nie widzimy oddalonego od nas jedynie o parę metrów Jeziora Czorsztyńskiego. A szkoda, bo panorama byłaby na pewno ciekawa. W Sromowcach nie lepsze widoki. Po wyjściu z busa i odczekaniu jakiś 15 minut pojawia się druga część naszej wycieczkowej grupy, więc możemy ruszać w drogę. Idziemy żółtym szlakiem w kierunku Przełęczy Szopka, jednak już po paru minutach zatrzymujemy się w schronisku Trzy Korony na śniadanie i ogrzanie, ponieważ wystarczyło kilkunastominutowe oczekiwanie we mgle, by porządnie przemarznąć.

Po krótkim popasie ruszamy żwawo dalej żółtym szlakiem przez Wąwóz Szopczański. Na początku idziemy we mgle.

Jednak wraz z nabieraniem wysokości, przez mgłę zaczyna się przedzierać niebieskie niebo.

Początkowo płaski szlak zmienia się z czasem w strome podejście. Ale w całkiem dobrym tempie osiągamy przełęcz.

Nad nami niebieskie niebo, pod nami mgła a piękny widok na Tatry przed nami.

Z przełęczy ruszamy niebieskim szlakiem zwanym Sokolą Percią w stronę Trzech Koron. Ostatnie podejście na szczyt jest poprowadzone po metalowych kładkach i schodach a na wierzchołku jest bardzo mało miejsca, tak więc przy pięknej pogodzie jaką dzisiaj mamy tworzą się kolejki no i swoje trzeba odstać. Ale warto. Mamy widoki od Babiej Góry, przez Gorce, Beskid Sądecki, Pieniny aż po Tatry. A w dole przełom Dunajca.

Po krótkim postoju na szczycie, kierujemy się dalej Sokolą Percią w kierunku Góry Zamkowej, na której jak łatwo się domyślić po nazwie znajdują się ruiny zamku. Dalej wędrujemy w kierunku żółtego szlaku, który doprowadzi nas do Krościenka.

Na rynku w Krościenku żegnamy się z częścią ekipy, która tu nocuje i wracamy do Nowego Targu. Oczekiwanie na autobus umila nam kwejk :)

niedziela, 21 października

Plan na dziś to Sokolica, Czertezik i Czerteż, czyli dalsza część Sokolej Perci. Za oknem zupełna mgła, ale w takim razie jeśli się pospieszymy to jest szansa załapać się na morze mgieł. Jedziemy do Szczawnicy, ale z przesiadką w Krościenku, gdzie czeka na nas reszta ekipy. Co ciekawe szlak zaczyna się przeprawą przez Dunajec. Nie, mostu nie ma, ale za to jest pan flisak, który za 2 zł przewozi nas na drugą stronę. Nad rzeką zimno mocno daje się odczuć.

Po drugiej stronie od razu zaczyna się strome podejście. Idziemy we mgle. Ale w bardzo szybkim tempie osiągamy Sokolicę i co się okazuje? Jesteśmy nad chmurami. Ludzi na szczycie jeszcze niewiele, więc mamy sporo miejsca, żeby się rozgościć i zacząć sesję foto.

Na szczycie zabawiamy z jakąś godzinę. W międzyczasie chmury na dole już zupełnie znikają. Opłacało się jednak wcześniej wstawać. Zjadamy drugie śniadanie i ruszamy dalej, ponieważ część grupy już dzisiaj musi wracać do Warszawy. Udajemy się dalej szlakiem niebieskim w kierunku Czertezika. Czyli jak to w Pieninach bywa, najpierw stromo w dół a potem stromo w górę. Na Czerteziku również mamy punkt widokowy a stamtąd piękny widok na przełom Dunajca.

Nawet Babią Górę udaje się wypatrzeć

Szlak momentami robi się prawdziwie tatrzański.

Dookoła nas jesienne kolory.

Przez Czerteż idziemy dalej Sokolą Percią w kierunku Bajkowego Gronia i tam odbijamy na żółty szlak (znany nam już z poprzedniego dnia) w kierunku Krościenka.

Wieczorem wybieramy na wzgórze nad Nowym Targiem, żeby pooglądać zachód Słońca. Niestety trochę się spóźniamy.

poniedziałek, 22 października

Na dziś żadnych konkretnych planów nie mamy. Są trzy wiadome. Połowa grupy już wczoraj wyjechała. Łukasz ma autobus powrotny ok. 16 z Krakowa. My mamy czas do 20 żeby znaleźć się w stolicy Małopolski. Co w związku z tym? Był pomysł, żeby iść na Turbacz albo na spacerek do doliny Kościeliskiej. Po dłuższych konsultacjach w końcu postanawiamy, że pójdziemy na Halę Kondratową. Tak więc wczesnym rankiem wsiadamy do autobusu do Zakopanego. Na dworcu przesiadamy się busa w kierunku Kuźnic. Podjeżdżamy na miejsce? Ale ale, coś się nie zgadza? Gdzie jest kolejka do wyciągu na Kasprowy? Przecież zawsze ciągnie się kilkaset metrów. Trzeba sprawdzić o co chodzi. Podchodzimy do kasy, a tam ku naszemu zaskoczeniu siedzi pani i sprzedaje bilety. Pytamy nieśmiało czy można kupić na teraz wjazd a pani mówi ?oczywiście?. No i w tym momencie bez wahania zmieniamy plany. Co tam Hala Kondratowa, jeśli można się dostać w 15 minut na Kasprowy. To chyba jedyna taka okazja, żeby wjechać tam bez 4-godzinnego oczekiwania. Pogoda zapowiada się wyśmienicie. W Kuźnicach jeszcze chłodek, ale jak się okazuje na szczycie jest dużo cieplej niż na dole. No i super. Chłopcy to oczywiście rozbierają się do T-shirtów. Ja zostaję jednak w swoim polarze, ale jak na koniec października to warunki pogodowe wymarzone. Jest 8:15 a my już na prawie 2000 m.

Z Kasprowego idziemy Suchą Doliną Stawiańską do Hali Gąsienicowej a dokładniej na drugie śniadanie do schroniska Murowaniec. Po śniegu, który już tej jesieni zdążył spaść w Tatrach nie ma śladu. Na szlakach pustki. Aż do Murowańca mijamy dosłownie kilku turystów.

W schronisku zjadamy pyszną pomidorową i szarlotkę. Jest godzina 10. Takiej ciszy i pustek tu jeszcze nigdy nie widziałam, a jestem tu po raz ok. 20. Cisza i spokój. I przygrzewające słoneczko. Żyć nie umierać. Łukasz, aby zdążyć na autobus postanawia nas opuścić wcześniej, tak więc zostajemy z Adamem sami. Siedzimy jeszcze z godzinkę i się wygrzewamy. Ale nadchodzi czas kiedy trzeba wracać. Powoli wędrujemy niebieskim szlakiem na Przełęcz między Kopami.

Tam skręcamy na Skupniów Upłaz i przez Boczań dochodzimy do Kuźnic. Tu nasza 3-dniowa wycieczka się kończy. Wsiadamy do busa, jedziemy na Krupówki (niestety tu bez względu na porę roku tłumy) na obiad i po oscypka i w końcu na dworzec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.