Na pierwszą górską wycieczkę w tym roku wybraliśmy się w ramach weekendowego wyjazdu do Katowic. Zapowiadała się piękna pogoda, więc zdecydowaliśmy się na widokową i dobrze nam już znaną Wielką Rycerzową w Beskidzkie Żywieckim. Na stronie schroniska przeczytaliśmy, że przetarty jest jedynie czarny szlak z Soblówki. Postanowiliśmy zatem wypożyczyć rakiety, ale okazało się, że wcale nie jest to takie proste. Chyba wszyscy wpadli na taki sam pomysł i postanowili wykorzystać tę piękną pogodę na górską wycieczkę. Ostatecznie udało się zarezerwować 2 pary rakiet w sklepie sportowym w Rajczy.
Wyruszamy z Katowic jeszcze przed wschodem słońca, bo dzień w lutym nadal krótki, a trasa może nie jest bardzo długa, ale jeśli warunki turystyczne będą faktycznie takie jak pisali na stronie schroniska, to możemy potrzebować zdecydowanie więcej czasu niż wskazują tabliczki.
Na miejscu, tzn. w Soblówce, meldujemy się dopiero o 10:30. Późno… ale przyczynił się do tego postój w Rajczy na wypożyczenie sprzętu i małe zakupy spożywcze. Potem jeszcze mamy problemy z założeniem jednej rakiety (nie sprawdziliśmy w sklepie czy wszystko działa), ale po pół godziny walki udaje nam się zamontować „ustrojstwo” tak jak powinno być. Ruszamy!
Początkowo idziemy zielonym szlakiem w kierunku Przełęczy Przysłop. Jest pięknie. Słońce przygrzewa, niebo bez chmurki, dużo białego puchu.
Gdy kończy się utwardzona droga, wchodzimy w las. Widać, że w tym tygodniu ktoś szedł tym szlakiem, ale są to pojedyncze ślady, więc rakiety się przydają. Im bliżej Przełęczy Przysłop tym szlak robi się coraz bardziej stromy, a my mamy coraz mniej sił. Ponad półtorej godziny zajmuje nam wędrówka na przełęcz, choć to i tak nieźle, bo mapa pokazuje 1:30h w warunkach letnich. Robimy tu chwilę przerwy na kanapkę i kilka łyków wody i maszerujemy dalej.
Teraz obieramy szlak żółty i trawersując zbocze Wielkiej Rycerzowej idziemy prosto do Bacówki na Rycerzowej. Na tym odcinku mamy już szczerze dość. Opadłam zupełnie z sił i gdy w końcu wychodzimy z lasu i zaczyna się Hala Rycerzowa nie mogę się doczekać aż siądę sobie w schronisku.
Jesteśmy coraz wyżej. W oddali zaczynają się wyłaniać Tatry.
I coraz wyżej… Teraz Tatry widać już całkiem dobrze.
Plan był taki, że od razu wchodzimy na Wielką Rycerzową, ale nasza kondycja brutalnie zweryfikowała nasze plany i musimy zrobić chwilę odpoczynku w Bacówce. Jest to moje ulubione schronisko górskie. Klimatyczna Bacówka z dobrym jedzeniem i widokiem. Mieliśmy kiedyś przyjemność tu nocować. Schronisko nie ma prądu, więc o godz. 22 gasną światła i potem tylko czołówka może człowieka uratować. Pokoiki malutkie, ale przyjemne. W październikowy weekend było pełno nawet na glebie. Ale wracając do tematu zjedliśmy po snickersie, wypiliśmy gorącą herbatę i siły wróciły. Jednak troszkę nasze plany zmieniliśmy. Licząc na lepsze widoki, zamiast na Wielką Rycerzową poszliśmy czerwonym szlakiem w kierunku Małej Rycerzowej. Widoki faktycznie były godne pozazdroszczenia. Widać tatry w całej okazałości, od zachodnich przez Wysokie do Bielskich, Niżne Tatry, Góry Choczańskie i wiele innych słowackich szczytów. Spędzamy tu godzinę podziwiając widoki i pstrykając fotki.
Słońce już coraz niżej, więc postanawiamy kończyć ze zdjęciami i schodzić powoli do schroniska.
Kiedy docieramy do Bacówki słońce zaczęło już zachodzić za Wielką Rycerzową. Zatrzymujemy się tu na szybki obiad.
Potem już tylko zostaje zejście do Soblówki. Schodzimy najszybszym i najkrótszym szlakiem – czarnym. Robi się coraz ciemniej, ale jeszcze bez czołówek udaje nam się dojść do połączenia z zielonym szlakiem, gdzie zostawiliśmy samochód. Pakujemy się do auta, oddajemy w Rajczy rakiety (w międzyczasie zrobiła się taka szklanka, że mamy problem dojść z samochodu do sklepu i z powrotem, bez kilku piruetów nie byłoby to możliwe) i jedziemy… nie wcale nie do domu. Jedziemy przez Słowację do Czech do naszego już kultowego browaru „U Konicka” niedaleko Frydka-Mistka. Zjadamy pyszną czosnkową i robimy zapasy do domu. A stąd już prosto do Katowic.