[04.04 – 07.04.2014] Litwa & Łotwa

3 kwietnia – czwartek
Punktualnie zjawiamy się na stołecznym Dworcu Zachodnim. Do planowego odjazdu autobusu do Wilna pozostało jeszcze ok. 30 minut. Kręcimy się po dworcu, w oczekiwaniu na odjazd sprawdzamy rozkłady jazdy. Ale tam nie ma naszego autobusu! Na szczęście na biletach mamy podane wariantowo dwa perony – ale tam także rozczarowanie, autobusu na rozkładach peronowych nie ma. Są za to pasażerowie, spokojnie oczekujący na „kurs widmo”. Piętrowy Neoplan (rel. Berlin – Ryga) przyjeżdża planowo – rosyjskojęzyczna stewardessa sprawdza nasze bilety, dokumenty i wpuszcza na pokład. Upychamy bagaże pod siedzeniami i po chwili ruszamy w trasę. Spokojną podróż psuje nieco ekran LCD wbudowany w oparcie poprzedniego fotela – inni mogą na nim oglądać filmy, grać w gry lub wyłączyć go całkowicie, aby spać – mój jest „zawieszony” i świeci jakieś upiorne niebieskie logo. Wyłączyć tego ‘niedasię’, co wcale nie pomoże w śnie…

4 kwietnia – piątek
Już północy, a my dalej w Polsce. Podróż się dłuży, cały autobus śpi, a ja męczę się zasypiając na 10 minut i później 10 minut gapiąc się na uśpiony, ciemny krajobraz za oknem. Do tego świeci prosto w oczy ten zepsuty LCD…
Od Kowna nie zmrużyłem oka, jestem ekstremalnie niewyspany, ale jest tak niewygodnie, że żadnego ułożenia ciała nie można nawet w dużym przybliżeniu nazwać komfortowym. Wreszcie Wilno – można rozprostować kości. Idziemy na pobliski dworzec kolejowy, kupujemy bilety do Kretingi i mamy ok. 2h czasu do pociągu. Szybka kawa i jeszcze szybsza decyzja – idziemy w miasto, tak na czuja, bez planu. Kierując się drogowskazami obieramy kierunek na stare miasto i przez ok. 1,5h spacerujemy wąskimi uliczkami, podwórkami oraz wspinamy się na wzgórze na którym stoi Baszta Giedymina.

WilnoCzas jednak płynie nieubłaganie i pora wracać na dworzec. Krzysiek rzuca propozycje, może wrócimy trolejbusem? Pomysł dobry, lecz nigdzie nie możemy kupić biletów – w końcu nabywamy je u kierowcy i szczęśliwie dojeżdżamy na stacje kolejową. Nasz pociąg już stoi. Szybkie zdjęcie (fotografowanie zabronione!) i wsiadamy do wagonu. Trafiamy na zmodernizowaną ”bezprzedziałówkę”, lecz niestety nasze miejsca mają jedynie symboliczny dostęp do okna… Niedługo po ruszeniu, za namową Krzyśka wykonujemy desant na wolny przedział w sąsiednim wagonie i od tej chwili podróż staje się naprawdę komfortowa. Kretinga – mały dworzec i jeszcze mniejszy placyk manewrowy dla autobusów i marszrutek. Po krótkim oczekiwaniu przyjeżdża nasza pojazd – wysłużona buso-ciężarówka MAN (konstrukcją przypomina mi ona Jelcza 080), która zawiezie nas do Palangi. Tu znów mamy chwilkę, więc idziemy na główny deptak tego sympatycznego miasteczka, który kończy się molem wcinającym się w Morze Bałtyckie. Jest pięknie. Ale widać, że miejscowość ożywa dopiero w sezonie, obecnie wszystko działa „na pół gwizdka”. W drodze powrotnej robimy skromne zakupy i udajemy się na dworzec, gdzie czeka już na nas międzynarodowa marszrutka do Lipawy. Jedziemy tam ponad godzinę mocno dziurawą drogą, prawie cały czas przez gęsty las.
W Lipawie szybkie zameldowanie w hotelu i idziemy „w miasto”, aby porobić trochę zdjęć tramwajom jeżdżącym na jedynej tutejszej linii. Zwiedzamy północny odcinek tej linii, odwiedzamy dworzec kolejowy (dość duży i zadbany, a obsługujący jedynie dwa pociągi pasażerskie w tygodniu!!). Wieczorem idziemy obejrzeć zachód słońca nad Bałtykiem i po kolacji udajemy się na spoczynek.

Liepaja - zachód słońca5 kwietnia – sobota
Krzysiek skoro świt rusza jednym z dwóch pociągów w tygodniu do Rygi, ja postanawiam zostać jeszcze w Lipawie, aby zaliczyć południowy odcinek linii tramwajowej i porobić zdjęcia.

Liepāja, Rīgas iela. Klimatyczna ulica łącząca śródmieście z okazałym dworcem kolejowymPraktycznie całą sieć zaliczam pieszo i już przed południem jestem na dworcu, czekając na autobus do Rygi. Wreszcie jest. Po 16 dojeżdżam do Rygi i melduję się w hotelu w którym jest już Krzysiek. Co ciekawe wejście do niego prowadzi przez McDonald’sa, a w pokoju mamy piętrowe łóżko, jeden taboret i… tyle, nie licząc okna na korytarz :P. No cóż, przynajmniej było tanio. Wybieram się na spacer po Rydze – szwędam się po starówce, zamierzam też wjechać na wieżę kościoła św. Piotra, skąd rozpościera się panorama warta uwagi, ale cena (7 Euro za wjazd) skutecznie weryfikuje te plany. Podczas spaceru docieram do pętli tramwaju nr 6. O chwili podjeżdża niskopodłogowa Skoda i zabiera mnie na przeciwległy kraniec miasta. Stamtąd pieszo udaję się w kierunku krańca jedenastki zlokalizowanego w pobliżu ZOO (po drodze zakazana okolica, ale na szczęście nikt się mną nie zainteresował). Gdy docieram w okolice ZOO robi się już ciemno. Pora wracać do hotelu – w tramwaju jedzie wesoła ekipa – koniecznie chcą się ze mną napić. Ale udaje mi się wykręcić z imprezy. Znów szybie zakupy i pora spać, bo jutro z samego rana wyruszam do Daugavpils.

6 kwietnia – niedziela
Skoro świt, uzbrojony w bilet i kawę z naszego McDonald’sa w przedsionku hotelu wsiadać do spalinowej jednostki podstawionej jako pociąg do Daugavpils. Trafiła mi się wersja oldschoolowa, niezmodernizowana ze skajowymi, niskimi siedzeniami. Spoko, podróż trwa przecież jedynie nieco ponad 4h.

pociąg rel. Ryga - DaugavpilsOkoło południa melduję się na miejscu. W hotelu mogę się zameldować dopiero po 14 więc pierwsze godziny spędzam na pieszej wędrówce z bagażem na plecach. Zaliczam praktycznie całą sieć tramwajową lezącą na zachód od dworca torów kolejowych. Po 16 wychodzą na dworzec po Krzyśka, który przyjeżdża kolejnym pociągiem z Rygi – jemu trafił się bardziej komfortowy pojazd. Jedziemy zaliczyć wschodnie odcinki linii 1, 2 i 3. Podróżujemy tramwajami typu KTM – w niedzielę stanowią prawie cały tabor znajdujący się w trasie – wyjątkiem jest jeden tramwaj RWZ kurujący na linii 2. Ale nie narzekam – przejażdżka KTM-em była jednym z moich komunikacyjnych marzeń. Po zapadnięciu zmroku zjawiamy się w hotelu – ciągłe jeżdżenie i wczesne pobudki nie pozostają bez wpływu na naszą formę ;)

 Daugavpils, Maizes iela. 7 kwietnia – poniedziałek
Po śniadaniu wyruszamy „w miasto”, aby porobić zdjęcia na wschodniej części sieci tramwajowej – tam gdzie wczoraj byliśmy przejazdem. Jako, że jest dzień roboczy na tory wyjechały składy Tatr T3 oraz więcej wagonów RWZ.

tramwaj w DyneburguKTM-ów tez oczywiście nie brakuje. Mamy cas do 13. O tej porze odjeżdża jedyny kurs marszrutki do Visagnis – naszego kolejnego celu. Busik jechał do tego litewskiego miasta w iście szaleńczym tempie – na szczęście zajechał do celu bez nieprzewidzianych przygód. Visaginis to kilkudziesięciotysięczne miasto – blokowisko położone w całkowitej leśnej głuszy. Zaprojektowane i zbudowane dla pracowników pobliskiej elektrowni atomowej. Robi duże wrażenie. Choć sama idea takiego miasta i obserwacja ludzi snujących się po nim bez pospiechu i nie zwracających uwagi na nas, fotografujących, robiła dość niepokojące wrażanie – takie jak byśmy oglądali jakiś wyreżyserowany spektakl.

Visaginas
Visaginas

Późnym popołudniem wsiadamy do szyno busa jadącego do Wilna – podjeżdża produkt bydgoskiej PESY – niby nowocześnie, ale mało klimatycznie. Po drodze zaczyna padać – teraz już może – pogoda na wyjazd trafiła się wymarzona. Późnym wieczorem, na dworcu w Wilnie, wsiadamy do autobusu do Warszawy. Zmęczenie daje znać o sobie i prawie całą drogę śpię jak suseł. Nie mam siły narzekać na niewygody. A spać trzeba, bo nazajutrz, prawie bezpośrednio po przyjeździe udałem się pracy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.