Środa, 13 maja
Nasza miejscowość oddalona jest zaledwie o 30 km od Rawenny. Miasta słynącego z pięknych mozaik. Grzechem byłoby ich nie zobaczyć. Ale zanim tam dotrzemy najpierw postój w Chomacchio. Postanowiliśmy zajrzeć do tej miejscowości, ponieważ w naszym atlasie samochodowym jest oznaczona jedną gwiazdką, co oznacza, że jest warta zobaczenia. Nie spodziewaliśmy się w sumie niczego szczególnego, a jednak mocno nas zaskoczyła. Comacchio nazywane jest małą Wenecją. Jest to mała miejscowość rybacka, gdzie zamiast ulic mamy kanały, a zamiast samochodów łódki. Panuje tu cisza i spokój, turystów nie widać. Robimy krótki spacer, wracamy do samochodu i jedziemy do Rawenny.
W Rawennie zwiedzamy zabytki wczesnego chrześcijaństwa. Znajdują się tu bardzo ładne romańskie kościoły, które wewnątrz zdobione są pięknymi mozaikami. Oglądamy m.in. Baptysterium Ortodoksów, Kościół San Vitale i Sant’Apollinare Nuovo.
Na kemping wracamy dosyć wcześnie, więc postanawiamy jeszcze skorzystać z jego dobrodziejstw, tzn. basenu. Pogoda piękna, słońce świeci, tylko wiatr od morza silny i zimny. Na leżakach wytrzymujemy 10 minut. Ja po pięciu leżę już owinięta ręcznikiem. Po zanurzeniu stopy w basenie na ciele pojawia się gęsia skórka i nie mamy odwagi wejść dalej. Postanawiamy przenieść się na plażę. Woda w morzu okazała się cieplejsza niż w basenie. Ale i tak zanurzenie do pasa to szczyt naszych możliwości. Tak czy inaczej kąpiel w morzu zaliczona. Mimo iż dla mnie jest zbyt zimno na plażowanie, to i tak myślę, że taka pogoda to czasem szczyt marzeń w wakacje nad Bałtykiem. Na plaży jesteśmy sami. Pustki zupełne. Tutaj najbardziej widać, że zdecydowanie jest tu jeszcze przed sezonem. Przekonujemy się o tym również wieczorem kiedy wyruszamy na poszukiwanie knajpy, w której moglibyśmy zjeść kolację. Niestety w całej miejscowości czynna jest tylko jedna restauracja, o mocno wygórowanych cenach, serwująca ryby i owoce morza. Wszystko inne pozamykane na cztery spusty. Wracamy więc na kemping i robimy grilla.