Delegacja w Katowicach to dobry pretekst do wybrania się przy okazji na jednodniową wycieczkę w góry. Trasa zaplanowana była już wcześniej, to wycieczka z tzw. puli wycieczek „tam nas jeszcze nie było”. Pogoda zapowiadała się bardzo dobrze. Nic tylko jechać.
Jako, że wycieczka nie jest bardzo długa postanowiliśmy jechać pociągiem dopiero o 8:30 z Katowic. Aby tradycji stało się zadość przyjeżdżamy do Rajczy z 20 minutowym opóźnieniem. Na dodatek tabliczka ze szlakiem przy dworcu wskazuje dużo dłuższy czas dojścia na Hale Boraczą niż nasza mapa. No cóż, trzeba brać nogi za pas i maszerować.
Początkowo szlak niebieski prowadzi stromo w górę, poprzez pola i gospodarstwa, skąd roztaczają się bardzo ładne widoki na Rajczę.
Gdy zabudowania się kończą zaczynają się bardzo strome zakosy. Całe szczęście nie jest ich dużo. Szybko zdobywamy wysokość i wchodzimy w las. Tu szlak robi się znacznie bardziej łagodny i spokojnie wędrujemy już bez większych widoków pod szczytem Suchej aż do Hali Cukiernica Wyżnia, gdzie z uwagi na piękne widoki postanawiamy zrobić sobie krótką przerwę. Piękna pogoda tego dnia (jak na początek marca) – przygrzewające słonko, bezchmurne niebo, brak wiatru spowodowało, że nasza przerwa znacznie się przedłużyła, ale pociąg na nas nie poczeka, więc koniec końców trzeba było się ruszyć.
Jest pięknie, bezwietrznie, nad nami bezchmurne niebo. Jedynie widoczność z godziny na godzinę znacznie się pogarsza ze względu na zamglenie. Z Hali Cukiernica Wyżnia idziemy przez dość księżycowy krajobraz. Kolorów jeszcze nie ma, wszystko jeszcze szarobure. Dodatkowo dookoła nas powycinany las.
Przez Halę Cukiernica Niżna schodzimy w dół do Hali Boraczej, gdzie robimy dłuższy postój na obiad. Schronisko na Hali Boraczej odwiedzaliśmy już wielokrotnie. Zdarzyło nam się nawet dwa razy tutaj nocować, raz zimą a raz wiosną. I zawsze spotykamy tu tę samą przemiłą panią gospodynię. Zjadamy po zupie pomidorowej i przepysznym cieście drożdżowym z jagodami. Jeden kawałek ciasta kosztuje 4 zł i jest ogromny. Mnie się trafił jeszcze ciepły. Pycha!
Siedzi się bardzo dobrze, ale niestety czas goni. Przy schronisku jak zwykle drogowskaz pokazuje znacznie dłuższy czas przejścia do Węgierskiej Górki niż nasza mapa, więc okazuje się, że czasu do pociągu nie mamy za wiele i trzeba mocno podkręcić tempo, żeby na niego zdążyć. Ze schroniska kierujemy się dalej niebieskim szlakiem na Prusów.
Dalej już bez zatrzymywania się na zdjęcia przechodzimy przez Borucz, Palenicę i schodzimy do Żabnicy, gdzie czeka nas jeszcze półgodzinny marsz asfaltową drogą do Węgierskiej Górki. Po drodze, korzystając z małej rezerwy czasowej zahaczamy jeszcze o schron bojowy Wędrowiec.