Pogoda nie była tak dobra, jak dzień wcześniej, ale plany były ambitne, motywacja duża, więc skoro świt ruszyliśmy w kierunku Jeziora Bohinjsko – największego słoweńskiego zbiornika wodnego. Naszym pierwszy celem była kolej linowa na Vogel. Kolejka gondolowa pokonuje ścianę o wysokości ok. 1000m i kończy przy hotelu i restauracji położonych na wysokości ok. 1500 m n.p.m. Na tym poziomie znajduje się duży ośrodek, profilowany przede wszystkim pod miłośników sportów zimowych – wybudowano tam liczne wyciągi i trasy narciarskie. W sezonie letnim oczywiście większość infrastruktury nie funkcjonuje, ale okazało się, że działała kolej linowa w kierunku Orlova Glave. Wg mapy miał tam być bufet. Jako, że z Ani zdrowiem nie było wcale lepiej, a u góry było chłodno i naprawdę mocno wiało, plan był taki, aby pooglądać widoki, posiedzieć chwilę w bufecie i dopiero wówczas postanowić co dalej.
Życie brutalnie zweryfikowało ten pomysł – bufet okazał się być zamknięty na cztery spusty. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy się rozdzielić. Ania spacerem wróciła do górnej stacji kolejki gondolowej, a ja udałem się zdobywać górę Šija o wysokości 1880 m n.p.m. widoczną w oddali (ok. 1h drogi w jedną stronę). Wejście na szczyt miało być spacerkiem, ale im bliżej szczytu tym szlak stawał się bardziej stromy. Dodatkowo wiele oznaczeń była niewidoczna spod śniegu oraz trzeba było uważać na pełzające tu i ówdzie żmije.
Nagrodą za niespodziewany trud były widoki (piękny widok na Triglava!) i spokój, niesamowity spokój. Na całym szlaku spotkałem może ze 3 osoby, a na szczycie i podejściu na niego byłem zupełnie sam. Pięknie. Ale czasu nie było dużo – trzeba było wracać do Ani.
W restauracji na górnej stacji olejki gondolowej zjedliśmy szybki obiad i gondolą pojechaliśmy w dól, do jeziora. Niestety zaczęła się psuć pogoda, gdy wylądowaliśmy na dole już kropiło, a nad jezioro nadciągały ciężkie deszczowe chmury.
Podjęliśmy decyzję o ewakuacji z deszczowego rejonu, ale zamiast wracać do Kranjskiej Góry pojechaliśmy jeszcze na wycieczkę na „gumowych kołach”. Spontanicznie pojechaliśmy do miasta Kranj oraz Ljubljany. Tu już nie było zwiedzania „z prawdziwego zdarzenia” – raczej snuliśmy się bez celu, starając się poczuć klimat tych miast. szczególnie Ljubljana zostawiło na nas dobre wrażenie. Ładne i czyste centrum, dużo knajpek , sporo młodzieży. Do tego zamek górujący nad miastem oraz funikular łączący go z centrum. Miło. Na tyle miło, ze do naszego pensjonatu wróciliśmy długo po zmroku.