Wszystko co dobre szybko się kończy. Rano zegnamy się z Goranem i rozpoczynamy powrót. Aby dojechać do Polski dajemy sobie aż 3 dni. Sporo, ale planujemy wracać bocznymi drogami, aby po pierwsze zaliczyć kilka ciekawych miejsc, a po drugie dać sobie szanse na fotografowanie lokalnych autobusów ;-))
Z Risan jedziemy drogą P11 w kierunku miejscowości Niksic. Droga stromo wspina się na góry otaczające Bokę Kotorska dając po raz ostatni szanse na podziwianie tego magicznego miejsca.
Dalej jedziemy przez wspomniany Niksic w kierunku jeziora o kuszącej nazwie Pivsko. Po drodze jedziemy przez góry i doliny, co rusz trafiając na widoki warte uwiecznienia. Niestety pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie – na przemian spada deszcz i pojawia się słońce. Nad jeziorem robimy krótki postój w rejonie miejscowości Plužine, a później jeszcze w rejonie ogromnej tamy zamykającej ten zbiornik wodny.
Dalej drogą na której są setki tuneli (i niestety kamieni obrywających się z okolicznych zboczy) dojeżdżamy do granicy bośniackiej. Kolejki nie ma, więc po krótkich formalnościach (celnika niezwykle interesowała nasza „zielona karta” oraz letni kapelusz Ani ;)) wjeżdżamy na teren Bośni i Hercegowiny.
W Bośni parametry całkiem niezłej dotychczas drogi dramatycznie się zmieniają. Mimo, że ta trasa to europejski korytarz E762 to droga staje się wąska i nierówna. Pas asfaltu ma szerokość jednego auta. dodatkowo na drodze pojawiają się osuwiska oraz pasące się zwierzęta.
Późnym popołudniem dojeżdżamy do Sarajewa. Z małymi przygodami meldujemy sie w miejscu naszego noclegu i ruszamy na podbój miasta. spacerujemy głównie po śródmieściu pełniącym funkcje zdecydowanie handlowe. Wydaje nam się, ze znajdujemy się w centrum wielkiego bazaru. Spacerując wypatrujemy Róży Sarajewa oraz szukamy t-shirtów z Vucko (maskotką olimpiady w 1984 r.) – oba cele udaje nam się zrealizować, aczkolwiek było trudniej niż nam się zdawało. Napotkane róże wydają się zapomniane (farba jest mocno wytarta), a Vucko nie jest tak wszędobylski jak się spodziewaliśmy…